Siedziała przy biurku, opierając głowę na rękach i
zastanawiając się co ma zrobić. Nic w tej sprawie nie miało sensu, choć na
pierwszy rzut oka wydawało się, że odpowiedź leżała tuż przed nią. Dochodziła
północ i na komisariacie nie było nikogo, a przynajmniej tak jej się zdawało
dopóki nie zobaczyła jak jej partner, Jake wchodzi do biura.
- Ty jeszcze tutaj?- zapytał
- Męczy mnie ta sprawa.
- I przez nią nie możesz spać?
-Jak widzisz. Nic się tu nie zgadza! Kochana, szanowana,
słyszałeś, żeby ktoś powiedział o niej złe słowo??
- Nie, ale wiesz, że ludzie kłamią.- Angie przewróciła
oczami. Jakby słyszała House`a.
- Jutro jeszcze raz pogadam z jej chłopakiem. W końcu często
się zdarzało, że to „ukochani” mordowali.
- Dobrze, że powiedziałaś jutro. Teraz marsz do domu.- Jake
niemal wypychał ją z biura. Wzięła swoją torebkę, wyciągnęła ją z torebki i
wybrała numer pewnego lekarza.
- Jeśli dzwonisz, żebym wyszedł przed szpital, bo już
przyjechałaś to za późno. Moja laska sama zaprowadziła mnie do baru.- Usłyszała
zamiast powitania.
- No to moje zgrabne nogi dołączą do drinka, który mi
zamówisz za 20 minut.- Odpowiedziała, po czym rozłączyła się szybko. Nie
chciała wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje. Nauczyła się tego po wielu
latach znajomości i… przyjaźni choć nietypowej. Kobieta, przyjaciółką House`a i
to w dodatku tyle od niego młodsza! Największa kontrowersja powstała jednak,
kiedy zamieszkali razem. Nogi same niosły ją w kierunku baru. Ten dzień był
zdecydowanie za długi i potrzebowała odprężenia. Weszła do ulubionej knajpki i
rozejrzała się w poszukiwaniu mężczyzny. Siedział, oczywiście, przy barze
wpatrując się w Wilsona, który wymachując rękoma, tłumaczył mu coś z
ożywieniem. Zauważyła, że przed nimi stoją trzy szklanki, co oznaczało, że
szybka rozmowa telefoniczna przyniosła skutek. Podeszła do obu mężczyzn i bez
słowa chwyciła szklankę, której zawartość opróżniła duszkiem. Nie rozbierając
nawet kurtki, skinęła na kelnera i poprosiła jeszcze raz to samo.
- Ciężki dzień w pracy?- Zapytał Wilson z troską w głosie.
Popatrzyła na niego.
- Chyba ciężki tydzień.
- Przestań. Nie przyszłaś tu chyba jęczeć.
- Nie. Przyszłam się napić.
- To pij i spadaj. Wilson zwierza mi się. – Przyjaciel i
Angie spojrzeli na niego wilkiem. Takie stwierdzenie z ust House`a oznaczało
jedno. Kłamstwo.
- A ty nie miałeś ciężkiego dnia, panie geniuszu
diagnostyki?
- Ja nie mam ciężkich dni.- odparł nieporuszony. Angie
myślami odpływała gdzie indziej. Sprawa nie była łatwa i wciąż, mimo alkoholu
we krwi, nie dawała jej spokoju. Po godzinie jej myśli rozpływały się
mimochodem. Nie pojawiały się w jej głowie ostre kształty, tylko i wyłączne
zamazane. Poczuła tylko jak ktoś kładzie ją do łóżka.
Nazajutrz wstała z lekkim bólem głowy. Nie należała do osób,
które cierpią straszliwe katusze z powodu kaca. Weszła do kuchni w celu
zrobienia sobie śniadania. Jak podejrzewała, House już tam był i nalewał kawy
do kubka. Bez słowa wzięła patelnię, aby usmażyć jajecznicę dla obojga i
pozwoliła myślom płynąć. Codziennie, kiedy przyrządzała poranny posiłek,
wracała do chwili, w której poznała House`a i zaprzyjaźniła się z nim, na jego
dziwaczny i pokrętny sposób. Była wyjątkiem od reguły, była jedyną jego
pacjentką, w relacje z którą lekarz tak mocno się zaangażował, oczywiście nie
dając tego po sobie poznać. Angie uważała, że mają podobne umysły, dlatego ich
znajomość przetrwała tyle. Postawiła na stole talerze z parującą jajecznicą i
zabrała się do posiłku.
House pojechał do
szpitala, ona zaś na posterunek, aby uporać się ze sprawą, która nie chciała
dać jej spokoju. Weszła do swojego biura, gdzie przy swoim biurku siedział już
Jake.
- Znowu bar? Angie, musisz z tym skończyć.
- Nie jestem przecież alkoholikiem.
- Ta sprawa cię wykończy. Dlatego byłem dzisiaj porozmawiać
z chłopakiem. Nic nowego niestety.- Słysząc to opadła bez siły na biurko.
- Więc co jeszcze możemy zrobić? Kochana, uwielbiana
studentka, zamordowana w swoim mieszkaniu. Oczywiście nikt nic nie widział,
nikt nic nie słyszał. – I nagle olśniło ją! Jeden, jedyny szczegół, wydawało by
się nieistotny, a jednak był kluczem do rozwiązania. Oczywiście motyw okazał
się banalny, tak samo jak sprawca. Przyjaciółka zabiła z zazdrości.
Wieczorem, gdy razem z House`m oglądali monster trucki
odezwała się mimochodem.
- Rozwiązałam sprawę.
- Założę się, że była banalna.- odparł nie odrywając wzroku
od telewizora.
- Oczywiście, że tak.- Wiedziała, że nie potrzebował
dalszych wyjaśnień. Znowu przeleciały jej w głowie wspomnienie dnia, kiedy
praktycznie wszystko się zaczęło.
Weszła do jego przeszkolonego gabinetu. Na początku chciała
mu podziękować, za uratowanie życia, ale wiedziała, że jego to nie bardzo
obchodzi. Nie mogła jednak podarować sobie wizyty u niego. Nie pukając weszła
do środka.
- Jedyną osobą, która czuje się tu jak u siebie jest Cuddy.-
Powiedział nie podnosząc głowy znad laptopa.- Wzruszyła tylko ramionami.
- Daruj sobie tylko sceny podziękowań.
- Och, nie miałam zamiaru dziękować. Wybacz, ale zazwyczaj
sarkastyczny z ciebie dupek.
- Wiem, że twoja natura każe ci podziękować, ale wiesz jaki
jestem więc nie zrobisz tego, jednak coś kazało ci tu przyjść.- Zamrugała
oczami. Kiedy była jego pacjentką na każdym kroku odgadywał co się dzieje, więc
przyzwyczaiła się do tego.
- Taa. Nie wiem czemu właściwie, ale na swój sposób jesteś
pociągający.- Odpowiedziała, po czym złapała za klamkę i wyszła z gabinetu.
Nie miała pojęcia, dlaczego właśnie to był początek, ani
dlaczego potem spotkali się w barze i pili w milczeniu. Nie pojmowała niczego.
Wiedziała tylko, że cieszy się z tego jak jest. Mimochodem uśmiechnęła się
lekko.
- Tylko nie szczerz mi się znowu.- Powiedział, nie
odwracając, ani na chwilę, głowy od telewizora.
____________________________
Opowiadanie może trochę zdziwić. Wyszło spod moich palców w pół godziny, jakoś mi się wydawało, że nad nimi nie panuję. Dr. House był jednym z seriali, które pochłaniałam i jakoś naszło mnie na napisanie o nim krótkiej historii. Z ręką na sercu mogę się przyznać, że nie jestem do końca do tej historii przekonana, ale wstawiam ją, bo moje palce zmuszają mnie abym to zrobiła, twierdząc, że to jest coś, więc postaram się im zaufać.
Wszelkie komentarze mile widziane.
Hmmm... Warto przeglądać czasem na blogu "Źródła ruchu sieciowego". Chyba zacznę czytać resztę tych opowiadań. Wczoraj sama skończyłam całego "House'a", więc jestem trochę rozbita, a to pociesza. Miło, że masz mnie w linkach, naprawdę. I nie poddawaj się, że mało komentarzy na razie, w końcu zaczynasz, prawda?
OdpowiedzUsuńhttp://harrymione-diary.blogspot.com/
I wyłącz weryfikację obrazkową, bo to denerwuje i zniechęca do komentowania ;)
UsuńDzięki wielkie za uwagę. Nawet nie wiedziałam, że jest włączona, ale już wyłączyłam. :) Bardzo mi miło, że zajrzałaś do mnie :) Twój blog bardzo mi się spodobał i mam zamiar czytać kolejne rozdziały twojej historii :)
UsuńNie mam zamiaru się poddawać, dzięki za dobre słowo przydaje się i działa motywująco :)
Serdecznie zapraszam do czytania wszystkich. Mam nadzieję, że się spodobają.
Pozdrawiam